Po sukcesie zeszłorocznego sezonu festiwalowego w Energylandii dla nikogo nie było zaskoczeniem, że organizatorzy będą chcieli powtórzyć to w tym roku. Nas oczywiście interesował najbardziej Kings of Hardstyle Festival, który stanowił zakończenie imprez odbywających się w parku rozrywki, a także dla wielu osób oznaczał koniec wakacji. Pierwsza edycja KOH-a zebrała bardzo dobre opinie, więc większość osób postanowiła wybrać się na tę imprezę po raz kolejny. W końcu organizatorzy zdobyli już nieco doświadczenia, co dawało nadzieję na jeszcze lepszą przyszłość. Dodatkowo wsłuchano się w sugestie dotyczące line upu oraz zachowano dość niskie ceny biletów, co sprawiło, że ostatecznie Kings of Hardstyle Festival przyciągnął dość znacznie większą liczbę osób niż w zeszłym roku. Widać to było także po naszym wyjeździe, ponieważ tym razem przejeżdżaliśmy aż przez dziewięć miast i przygotowaliśmy dwukrotnie więcej miejsc dla uczestników, a mimo to i tak nie wszyscy zdążyli z zapisami. W przyszłym roku na pewno pojedziemy jeszcze większą ekipą.
Jeszcze przed otwarciem pod bramą ustawił się dość duży tłum ludzi, co od razu pozytywnie nastrajało na resztę wieczoru. Kontrola osobista i skanowanie biletów szło bardzo sprawnie, więc krótko po godzinie 18:00 teren imprezy zaczął się zapełniać. Nie uległ on właściwie żadnym zmianom względem poprzedniego roku i nadal był dość spory. Po wejściu od razu znajdowały się szafki, których na szczęście przygotowano o wiele więcej niż podczas pierwszej edycji. Ten element był dość mocno krytykowany, gdyż około 20 szafek na tyle ludzi okazało się zdecydowanie niewystarczającą liczbą. Dalej ustawiono dwa punkty ze stołami i parasolami. Było ich tak dużo, że właściwie przez cały czas wszyscy chętni mogli znaleźć dla siebie wolną miejscówkę. Oprócz tego dobrze sprawdziły się cztery punkty z toaletami, które umieszczono w każdym rogu placu dla publiczności. Rozwiązanie to sprawiło, że nie tworzyły się żadne kolejki. Całość dopełniały bary rozstawione z lewej strony sceny oraz wydzielony namiot dla VIP-ów naprzeciwko nich. Na końcu znajdowało się jeszcze stoisko z gadżetami, ale właściwie nie ma co o nim wspominać, bo sprzedawano tam jedynie jakieś festynowe świecidełka. Cóż, najwyraźniej jeszcze nikt nie pomyślał o zrobieniu odpowiednich festiwalowych gadżetów. Co prawda były jakieś koszulki i czapki z logiem Kings of Hardstyle Festivalu, ale ich wykonanie pozostawiało wiele do życzenia.
Pierwsi artyści zaczęli grać punktualnie o 18:10. Najpierw byli to tylko polscy dj’e uznawani za support gwiazd, ale jak to zwykle bywa, ich sety wcale nie odstawały od reszty wykonawców. Główna część imprezy rozpoczęła się o 20:35, kiedy to na scenę wkroczył Code Black. Równocześnie wtedy był już otwarty park rozrywki dla uczestników festiwalu, wszyscy planujący się pojawić już przyszli i zaczęło się robić ciemno, co oznaczało, że naprawdę rozpoczęto imprezę. Większość artystów zagrała dość przewidywalnie, czyli tak, jak tego oczekiwała publiczność. Ewentualnie Miss K8 wyszła poza swoją rutynę, ponieważ występowała ostatnia (po Angerfiście), więc zagrała nieco mocniejszego seta niż zwykle. Niestety podczas hardcore’owej końcówki można było też zauważyć, że tłum nieco się przerzedził, co oznacza, że jednak nie wszyscy byli zadowoleni z takiej muzyki. Ale to nic złego, bo zostali sami najwytrwalsi, którzy bawili się do końca na pełnych obrotach. Bardziej zapadającymi w pamięć momentami był też „sitdown moment” stworzony przez MC Renegade’a podczas seta Regaina (do obejrzenia na jego facebookowym profilu), zagranie niewydanego jeszcze hymnu Defqonu.1 w Australii przez Code Blacka, śpiewanie na żywo przez Psyko Punkza, czy show wykonane przez Gunz for Hire.
Pozostałe elementy imprezy również były bez zarzutu. Obsługa działała sprawnie i życzliwie podchodziła do klientów, ochrona nie robiła zbędnych problemów (co w przypadku marki Energy 2000 nie jest takie oczywiste), a sanitariusze szybko radzili sobie z drobnymi incydentami. Nie zawiodła również publiczność, która ewidentnie wiedziała po co przyszła na imprezę. Było to szczególnie widać podczas wspomnianego „sitdown momentu”, ponieważ rzadko kiedy ludzie tak ochoczo stosują się do poleceń MC. Ogólnie można było odnieść wrażenie, że wszyscy dobrze się bawili i wychodzili po zakończeniu imprezy zadowoleni. Podobne odczucia budzą różnorodne opinie pojawiające się w internecie. Pozostaje więc podziękować wszystkim za udaną zabawę (również w naszych autobusach) i czekać na kolejną edycję, która może być już tylko lepsza.
Niestety jak to zwykle jednak bywa, nie wszystko okazało się idealne. Na wstępie należy jednak zaznaczyć, że wszystkie niedociągnięcia były dosyć drobne i nie wpłynęły znacząco na odbiór imprezy. Ale zacznijmy od początku: Kto w ogóle wymyślił żeby sprzedaż biletów rozpoczynać ponad pół roku przed imprezą? O 7 rano w dzień wolny od pracy? Puszczając pierwszą pulę kilka minut przed planowanym startem sprzedaży, przez co wiele osób wstawało na marne? Standardem w tej branży jest przedsprzedaż na około trzy miesiące przed rozpoczęciem imprezy. Wcześniej ewentualnie rozsyłane są kody promocyjne dla największych fanów lub przeprowadzane inne promocje pozwalające nabyć bilet wcześniej, ale równocześnie po niższej cenie. W tym przypadku pierwsza pula musiała być żałośnie mała, bo został wyprzedana w kilka minut. A przecież nie mówimy o festiwalu na sto tysięcy osób, tylko o dość niewielkim wydarzeniu. Znacznie lepszym rozwiązaniem wydaje się oferowanie tańszych biletów do określonej daty, a nie sprzedania konkretnej liczby wejściówek. W ten sposób wiele osób uniknęłoby rozczarowania, a organizatorzy niepochlebnych opinii.
Kolejne zastrzeżenie można mieć do promocji imprezy. Osoby odpowiedzialne za media społecznościowe radziły sobie w tym temacie bardzo dobrze, tworzyły różne zachęcające treści i cierpliwie odpowiadały na nawet najdziwniejsze pytania. Niestety dobre wrażenie popsuły nieliczne wpadki. Największą z nich były filmiki, w których prezenter ewidentnie nie wiedział o czym mówi, a nawet mylił nazwę imprezy reklamując EDM festiwal zamiast Kings of Hardstyle. Ponadto jego informacje były brane wprost z Wikipedii, która jednak często okazuje się być kiepskim źródłem wiedzy na temat naszej muzyki. Takie zachowanie stworzyło duży niesmak, bo jak ktoś, kto kompletnie się na tym nie zna, może stworzyć dobrą imprezę? Poza tym to duża ignorancja i traktowanie prawdziwych fanów jak idiotów. Czy tak trudno było poprosić kogoś o pomoc w przygotowaniu materiału do filmiku? Nawet wśród występujących Polaków znalazłyby się z pewnością osoby, które wsparłyby twórców merytorycznie. Po obejrzeniu niektórych filmików można było wręcz odnieść wrażenie, że prezenter celowo popełnia błędy żeby wywołać burzę w komentarzach i zwiększyć zasięg postów. W przeszłości wielokrotnie się zdarzało, iż nawet gwiazdy z Holandii prosiły o pomoc tutejszą społeczność w przetłumaczeniu jakiegoś tekstu na polski. Nie ma z tym najmniejszego problemu. Wystarczy zapytać. My też w przyszłości z chęcią pomożemy.
Kolejną wpadką było timetable. O ile skład występujących artystów większości osób przypadł do gustu (wszystkim i tak nigdy się nie dogodzi), to ich rozłożenie w czasie pozostawiało już wiele do życzenia. Chęć przyciągnięcia ludzi jak największą liczbą gwiazd jest naturalna, ale nie powinno się robić tego kosztem czasu ich występów. Każdy set po 40 minut? Standardem jest przynajmniej godzina. Na zachodzie po prostu robi się tak, że artyści występują na scenie równocześnie. Zamiast oddzielnych setów można było przykładowo zrobić Code Black vs Da Tweekaz lub Radical Redemption vs Warface. Ktoś pogardziłby takimi połączeniami? Następną wpadką związaną z timetable było umieszczenie Warface’a po Angerfiście. Przecież to po raz kolejny ewidentnie pokazuje, że organizatorzy nie znają się na tej muzyce. Na szczęście po buncie w komentarzach zdecydowano się na zmianę. Plus dla Energylandii za to, że przynajmniej wsłuchuje się w opinie uczestników.
Wszystkie powyższe punkty dotyczą wydarzeń przed imprezą. W jej dniu ciężko dopatrzeć się kolejnych wad, chociaż jakieś rzeczywiście były. Jedną z nich jest wydzielona przestrzeń dla VIP-ów przed sceną. Ktoś, kto bywa głównie na zagranicznych imprezach pewnie po raz pierwszy spotkał się z czymś takim. Zazwyczaj osoby kupujące droższe bilety mogą liczyć na wydzielony podest gdzieś z boku, ale nie na miejsce z przodu. Gdyby ten teren był jeszcze zagęszczony, a VIP-y bawiłyby się tak, jak na największych fanów przystało, nie byłoby problemu. Zamiast tego za barierkami były pustki, a większość z VIP-ów wręcz siedziała. To tylko niszczy klimat i oddziela od sceny prawdziwych Die Hardsów. W przyszłym roku lepiej byłoby zrezygnować z tego rozwiązania i pozostawić jedynie wydzielony namiot dla osób kupujących droższe bilety.
Ponadto wielu osobom nie odpowiadały tancerki na scenie. W samych kobietach zagrzewających publiczność do zabawy nie ma nic złego, ale chodzi tu raczej o takie tancerki, jakie można spotkać na przykład na scenach Pussy Lounge. Te panie, które były widoczne w Energylandii raczej niezbyt odnajdowały się na scenie. Peruki i lateks plus taniec nijak nie pasujący do muzyki? Lepiej sobie to w przyszłości oszczędzić. Rozumiemy, że każdy festiwal w tym parku rozrywki organizuje ta sama ekipa, ale powinna ona wziąć pod uwagę, że to co jest stosowne na imprezie z Disco Polo niekoniecznie sprawdzi się w przypadku Hardstyle’u i Hardcore’u.
Podobno też stół z konsoletą był dość niestabilny, co przeszkadzało artystom w graniu i nieco ograniczało ich swobodę. Drobne zastrzeżenia można też mieć do wyglądu sceny. Co prawda oferowała ona sporo świateł i była duża, ale publiczności zazwyczaj bardziej podobają się sceny, które coś przedstawiają. Wiemy jednak, że oznacza to równocześnie duży koszt, a przy tak niskich cenach biletów (w porównaniu do zagranicznych imprez) stworzenie czegoś lepszego niż zwykły stelaż mogłoby być za drogie. Warto jednak wziąć pod uwagę ten element przy dalszym rozwoju tego wydarzenia. Dodatkowo można by też popracować nad pirotechniką, bo wiele osób oczekiwało jednak czegoś innego niż pojedyncze fajerwerki odpalane w trakcie setów.
Ostatnie akapity tej relacji mogą brzmieć jak narzekanie niezadowolonych malkontentów, ale wcale tak nie jest. My po prostu oceniamy drugą edycję Kings of Hardstyle Festival pod kątem dziesiątek zagranicznych imprez, co pozwala dostrzec niedociągnięcia, których wiele osób w ogóle nie zauważy. Poza tym nie są to zbyt znaczące wady i wcale nie wpłynęły one na pozytywny odbiór całego wydarzenia. Można je bardziej potraktować jak wskazówki na przyszłość dla organizatorów. Całość okazała się dużym sukcesem i wszyscy dobrze się bawili, a przecież o to właśnie chodzi. Ponadto kluczowa jest cena biletów. Za taką kwotę nikt nie oczekuje cudów, dlatego nikt też nie był zawiedziony.
Pozostaje więc pogratulować Energylandii stworzenia imprezy, która choć trochę przybliża nasz kraj do zachodnich standardów. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że dzięki jej organizatorom cała polska scena Hardstyle’owa miała pretekst by stawić się w jednym miejscu. Nie jest tajemnicą, ze ta muzyka pozostaje u nas dość niszowa i większość osób zna się nawzajem, co tworzy dość specyficzną więź. Dzięki Kings of Hardstyle Festival wszyscy znajomi mogli znowu się zobaczyć, a to właściwie wystarczy by się dobrze bawić. I wszystkie wady schodzą na dalszy plan. Jak to ktoś pięknie napisał:
„Nie wymienisz ich z imienia. Nie wymienisz ich z nazwiska. Nie powiesz jaki on lubi kolor. Nie powiesz gdzie ona pracuje. Jakie ma hobby. Nie znasz jego brata. Nie wiesz czy ma siostrę. Wiesz jedno – kiedy spotkasz kogoś z nich zawsze przybije pionę, przywita, pogada, uraczy szczerym uśmiechem, ucieszy się na Twój widok. To jest ta więź. Więź stworzona dzięki muzyce, dzięki miłości do niej. Dzięki hardstyle’owi. Podziękujmy sobie nawzajem za to.”
A idealnym przykładem na to, że wszyscy potrafimy trzymać się razem jest poniższe zdjęcie. Dziękujemy Wam wszystkim za nie, bo nikt się nie spodziewał, że na wezwanie odpowie aż tyle osób. Miło widzieć tą jedność i wszystko co razem stworzyliśmy.
Nigdzie nie przeżyłem takiej więzi, jak ja kohu. Jedna wielka rodzina!
Świetny artykuł oraz zdjęcia Kosiary. Tak jak wspomniano, impreza przebiegła pomyślnie, bez większych zastrzeżeń. Jeszcze raz dzięki za wspaniałą atmosferę podczas dojazdu i na imprezie, do zobaczenia za rok!
Żałuję, że nie dojechałem na czas, ale grunt, że reszta się zjednoczyła i dobrze bawiła 🙂 dobrze napisany artykuł, który wypunktował niedociągnięcia nad którymi można popracować 🙂
Ja miałem to szczęście, że dojechałem na czas, super impreza, razem ze znajomymi znakomicie się bawiliśmy. Serdeczne dzięki!