I Am Hardstyle Poland 2019 – relacja

W minioną sobotę odbyła się trzecia duża polska hardstyle’owa impreza w tym roku, a sądząc po aktywności na naszej grupie, dla wielu osób była ona równocześnie tą najbardziej wyczekiwaną. Chodzi tu oczywiście o I Am Hardstyle Poland 2019. Ogólne wrażenia są raczej pozytywne, a wysyp filmików i zdjęć świadczy, że wiele osób miło wspomina tę noc. Trzeba jednak zauważyć, że nie obyło się bez kilku organizacyjnych wpadek, na które pewnie uwagę zwróciły osoby z dłuższym imprezowym stażem. Chcemy na wstępie zaznaczyć, że jeżeli ktoś nie ma porównania, pewnie nawet nie rzuciły mu się w oczy. Ale my oceniamy wszystko przez pryzmat wielu zagranicznych imprez, dlatego możemy być trochę bardziej surowi w swojej ocenie. Nie znaczy to jednak, iż narzekamy. Po prostu są szczegóły, które warto by w przyszłości poprawić. W końcu kiedy do naszego kraju sprowadzana jest zagraniczna marka, można oczekiwać, iż utrzyma ona ten sam poziom co holenderska czy niemiecka edycja. Ale po kolei.

Pierwsze informacje o I Am Hardstyle Poland pojawiły się w maju, co poskutkowało sporym szumem medialnym. Kiedy więc hucznie zapowiedziano ujawnienie otwierającego artysty, wszyscy czekali na ten moment. I czego się wtedy dowiedzieli? Właściwie niczego nowego, bo zapowiadanym DJ’em okazał się być Brennan Heart. Jego obecność od początku była wiadoma, bo to w końcu jego własny cykl imprez. To tak jakby szumnie zapowiadać, że na pasterce pojawi się ksiądz. Niby nic takiego, ale jednak nie warto tak pogrywać z odbiorcami. Lepszą opcją byłoby przedstawienie Brennana razem z jakimś innym producentem lub na sam koniec. Ewentualnie nie robienie szumu wokół pierwszej zapowiedzi, a wrzucenie informacji bardziej tak dla formalności.

Reszta line upu pojawiała się już bez nietypowych sytuacji. Ocena całego składu to raczej kwestia indywidualna i zależy od gustu, dlatego zostawimy to Wam. Podchodząc jednak statystycznie do tematu, po imprezie najwięcej osób na naszej grupie pozytywnie oceniło sety Sub Zero Project, Regaina, D-Block & S-te-Fan, Gunz for Hire i B2B Code Blacka, Atmozfearsa oraz Toneshifterza. Praktycznie nikt nie wypowiadał się na temat The Pitchera i Galactixxa, tak jakby w ogóle nie wystąpili. No ale to raczej nie powinno dziwić, skoro ten pierwszy od kilku lat właściwie jest nieobecny na scenie. Za to zaproszenie tego drugiego mogło cieszyć, bo przynajmniej dano szansę komuś mniej popularnemu.

Przy okazji line upu warto też zwrócić uwagę na pewną kwestię. Możliwe, że powyżej nie został wymieniony Brennan Heart, Wildstylez czy Keltek, ponieważ są to artyści, którzy dość często gościli w Polsce i jakoś specjalnie nikt na nich nie czekał, gdyż wcześniej miał wystarczająco okazji do posłuchania. Przynajmniej w przypadku pierwszych dwóch, za to Kelteka można już było usłyszeć na tegorocznym Sunrise Festivalu. Dlatego w przyszłości warto by postawić na bardziej zróżnicowany line up, ponieważ jeżeli porówna się Kings of Hardstyle Festival, I Am Hardstyle i Sunrise Festival, hardstyle’owy skład jest bardzo do siebie podobny. Nie wspominając już o imprezach klubowych, gdzie też często przewijają się te same aliasy. Jeśli by tak spojrzeć na zagraniczne edycje IAH, są one jednak bardziej urozmaicone.

Opisując jeszcze przygotowania do imprezy musimy zwrócić uwagę na tragiczną komunikację. Doszło nawet do tego, że w dniu wydarzenia ludzie dzwonili do nas z różnymi pytaniami, mimo że nie mieliśmy nic wspólnego z jej organizacją. Na szczęście potrafiliśmy pomóc. Wcześniej ludzie często pytali o kwestie związane z biletami, paleniem na terenie obiektu, ceny, mapki i tym podobne tematy, a nie mogli od nikogo uzyskać odpowiedzi. Informacje nie były nigdzie podane, natomiast w prywatnych wiadomościach na Facebooku często padały różne odpowiedzi – screeny co jakiś czas pojawiały się na naszej grupie. Na pytania w komentarzach nikt nie odpowiadał. Czasem osoby odpowiedzialne za prowadzenie fanpage’a przyznawały, że po prostu nie znają odpowiedzi i spróbują dowiedzieć się od organizatora. Trochę chaos komunikacyjny sprawiający wrażenie, że nikt nic nie wie. Najprawdopodobniej osoba odpowiedzialna za social media miała słaby kontakt z osobami decyzyjnymi, dlatego warto byłoby w przyszłości zwrócić na to większą uwagę.

Do tego mailing reklamowy od organizatorów był pisany łamanym językiem polskim z pojedynczymi angielskimi słowami i sprawiał wrażenie tłumaczonego translatorem. Posty zresztą też były chyba kalką komunikacji zagranicznej edycji, a dodatkowo po czasie zmieniono godziny trwania imprezy. Oprócz tego informacja prasowa zawierała błędy merytoryczne. Dobrze by było lepiej się do tego przyłożyć.

A teraz przechodząc już do samej imprezy: Kiedy ludzie wydrukowali swoje bilety (chociaż w praktyce nie musieli, ale bileteria tak nakazywała), zjawili się na miejscu i podeszli pod wejście, osoby z biletami na płytę – czyli prawie wszyscy – były odsyłane przez ochronę do pobliskiego namiotu. Wcześniej bowiem  musiały w nim odebrać specjalne opaski, o czym oczywiście nikt nie informował przed imprezą. Wtedy dopiero można było wejść na teren wydarzenia. Uprzednia kontrola bezpieczeństwa właściwie nie istniała, chociaż to może być zarówno wadą, jak i zaletą.

A czy w rzeczywistości wspomniane opaski były potrzebne? Nie. Ochroniarze niezbyt pilnowali przechodzenia między sektorami i nawet jeżeli ktoś został odesłany, wystarczyło pójść do innego wejścia. I w sumie nie ma w tym nic złego, bo od początku tak powinno być. Tyle tylko, że w zależności od sektora obowiązywały różne ceny biletów, dlatego niektórzy bez potrzeby zapłacili więcej.

Teraz ktoś mógłby powiedzieć, że podział na sektory był pewnie konieczny z powodów bezpieczeństwa. Tyle, że następnego dnia przy wykorzystaniu tej samej sceny i obiektu odbywała się impreza z muzyką Disco Polo, na którą przyszło trzy razy więcej osób i od początku nie było tam podziału na płytę czy trybuny. Każdy mógł się bawić tam gdzie chciał, a jak się zmęczył, mógł przysiąść na krzesełkach. Dlatego w przypadku I Am Hardstyle organizator mógłby w przyszłości zastosować taką samą strategię zamiast sztucznie podbijać ceny biletów, zwłaszcza że trybuny były prawie puste przez cały czas trwania wydarzenia.

A jeżeli już jesteśmy przy frekwencji, nie można powiedzieć, że nikt nie przyszedł. Jeżeli jednak brać pod uwagę możliwości Atlas Areny, gdyby wszyscy ludzie stanęli trochę ciaśniej, zajęliby mniej więcej połowę płyty – czyli około 4 tysiące osób. Warto tu zauważyć, że przed imprezą organizator podawał, iż wyprzedało się 83% biletów. Był to jednak raczej tylko zabieg marketingowy, który niewiele miał wspólnego z prawdą. Chociaż to poniekąd zaleta, gdyż było dużo miejsca do zabawy i często można było spotkać znajome twarze. Niestety z powodu umiarkowanej liczby osób, najprawdopodobniej zrezygnowano z drugiej linii głośników nad publicznością, gdyż jakość dźwięku mocno zależała od miejsca, w którym ktoś stał. Z przodu bass łamał żebra, w innym dudnił, za to osoby bawiące się z tyłu mogły nawet rozmawiać przez telefon.

Po imprezie wiele osób też krytykowało sektor dla VIP-ów. Według opinii z naszej grupy, był on bardzo mały oraz znajdował się w słabej lokalizacji (zupełnie innej niż pokazywała wcześniejsza mapka). Do tego przywoływano bilety VIP sprzedawane na wspomnianą wcześniej imprezę Disco Polo, które kosztowały 299 zł wraz z pełnym dostępem do baru, natomiast w przypadku I Am Hardstyle Poland było to 450 zł i wliczone jedynie piwo oraz wino, a reszta dodatkowo płatna. Jednak trzeba zaznaczyć, że ci którzy skorzystali, bardzo zachwalali catering

Warto też wspomnieć o stoisku z gadżetami oraz ofercie gastronomicznej. To pierwsze zostało całkiem dobrze wyposażone, chociaż można było zauważyć, że część rzeczy raczej wyprodukowano w Polsce, gdyż różniła się jakością od tego, do czego przyzwyczaiły nas zagraniczne imprezy. Nie różniły się za to cenami i właściwie były one takie same jak w Holandii czy Niemczech, tylko przeliczone na PLN – trochę słabo, bo jak na polskie realia, dla wielu osób okazały się zaporowe. Głosy niezadowolenia były również związane z organizacją całego stoiska, ponieważ były tam tylko dwie kasy, a niektóre osoby pisały, że źle wydawano resztę.

Jeśli zaś chodzi o gastronomię, to jest temat rzeka. Myśleliście, że żeberka i kiełbasa z grilla na Kings of Hardstyle Festivalu były czymś dziwnym? Tutaj oferowano nawet oscypki i pajdę chleba ze smalcem. W sumie była to ciekawa atrakcja, chociaż ponownie ciężko pozbyć się wrażenia, że przy przygotowywaniu imprezy priorytet miało Disco Polo odbywające się następnego dnia. No i jak wytłumaczyć, że jedno stoisko obsługiwało dziecko na oko mające 12 lat? Dodatkowo my na chleb ze smalcem możemy patrzeć z dystansem, pośmiać się, a nawet z ciekawości spróbować. Ale ciekawe, co pomyśleli sobie zagraniczni goście. W sumie brakowało tylko kiszonych ogórków i butelek czystej wódki, a mielibyśmy prawdziwe wiejskie wesele i potwierdzenie stereotypów o Polakach.

Wiele osób skarżyło się też na przelewanie wody do kubków. Oczywiście można to tłumaczyć standardami bezpieczeństwa, jednakże zazwyczaj zabierana jest tylko zakrętka, co wydaje się być lepszą opcją. Cena wody też nie zachwycała i wynosiła 7 zł. Jeśli chodzi o pozostałe kwoty, tutaj też trochę był chaos, gdyż w zależności od stoiska, ceny za te same pozycje były różne. I tak zapiekanka mogła kosztować 15 lub 20 zł, napoje 6 lub 8 zł, a piwo mieć 0,5 lub 0,4 l (za 10 zł). Wspomniana pajda ze smalcem i warzywami 15 zł, a frytki 16 zł. Przy tych różnicach chyba zawiniło to, że w większości miejsc w ogóle nie było pokazanych cen i trzeba było się zdać na wybór osoby obsługującej kasę. Dodatkowo nie we wszystkich miejscach można było płacić kartą, co odbiegało od wcześniej podawanych informacji.

A teraz żeby nie było tylko tak, że wytykamy błędy, należy zwrócić również uwagę na pozytywne aspekty. Do tych na pewno można zaliczyć scenę. Może nie był to Qlimax, a jej wygląd opierał się tylko na ekranach, laserach i światłach, ale zapewniła całkiem przyjemne show. Zresztą podobnie jest przy zagranicznych edycjach, więc pod tym względem niczym od nich nie odbiegaliśmy. Na plus można też zaliczyć brak tłoku w korytarzach oraz kolejek do barów czy toalet.

Podsumowując, podczas pierwszej edycji I Am Hardstyle Poland nie obyło się bez błędów organizacyjnych. Trzeba jednak zaznaczyć, że były to stosunkowo niewielkie wady, które nie psuły odbioru całej imprezy. Warto je jednak dopracować w przyszłości. Raczej nikt nie ma wątpliwości, że zabawa się udała, co pewnie też w dużej mierze można zawdzięczać publice – wokół wszędzie dało się spotkać znajomych, wszyscy współpracowali przy momentach typu left-right i czuć było bardzo fajną atmosferę. Wszystko to daje nadzieję, że przy kolejnych edycjach będzie już tylko lepiej.

Zdjęcia: Fanpage I Am Hardstyle Poland

HardTripy

3 komentarze

  • Kirov pisze:

    Przy takiej frekwencji (co dla mnie było plusem) można liczyć, że organizatorom będzie chciało się poświęcać czas na kolejne edycje?

  • Zenek pisze:

    Tez to zauważyłem a nie bylem za granicą , organizator czyli Brennan musi sie liczyc z tym że robiąc festival w nowym kraju nie jest to zloty interes i trzeba zainwestowac by pozniej zbierac plony . Znajomi powiedza znajomym i tak powinno byc . Gdyby koh byl co roku a nie zostal przerwany byłoby zdecydowanie wiecej osob . Nie narzekam bylo zajebiscie 🙂

    • HardTripy pisze:

      To nie do końca tak działa. Tego typu zagraniczne marki zazwyczaj działają na zasadzie franczyzy. Czyli polski organizator (w tym przypadku agencja World Media) zgłosiła się do zespołu Brennana (bo on sam raczej niewiele tam robi) z propozycją zorganizowania edycji I Am Hardstyle w naszym kraju. Holendrzy dają wtedy wytyczne do spełnienia, pomagają w promocji, a w zamian mają jakiś tam procent zysków. Jeśli już, to Polacy głównie inwestują i ryzykują.

Leave a Reply